<<<       P  o  w  r  ó  t       <<<

    -->     Pielgrzymka do Poczajowa i Lwowa kl IA IB IC ID

Wreszcie nadszedł tak bardzo oczekiwany przez nas dzień – 26.10.2008, czyli dzień wyjazdu na naszą pielgrzymkę do Poczajowa i Lwowa. Około godziny 23.00 zebraliśmy się wraz z naszymi opiekunami Ks. Andrzejem Busłowskim, Panią prof Agnieszką Perdion i Panem prof Sławomirem Czykwinem przy Soborze Św. Trójcy w Hajnówce. Wszyscy obładowani pakunkami, podekscytowani, niektórzy przerażeni, ale wszyscy szczęśliwi z powodu wyjazdu. Po kilkunastu minutach rzewnych pożegnań z bliskimi, zaczęliśmy wchodzić do autokaru według wcześniej ustalonej listy, by zająć odpowiednie miejsca na tak długą podróż. Chwilę po tym ruszyliśmy! Nareszcie! Zaraz po odmówieniu modlitwy o szczęśliwy dojazd do celu, natychmiast zaczęły rozbrzmiewać rozmowy i śpiewy. Jednak z każdą godziną robiło się coraz ciszej i tylko nieliczny wytrwali w bezsenności aż do samej granicy, na którą przybyliśmy około godziny 3.00 w nocy. Wybudzeni ze snu, przeszliśmy pomyślnie kontrolę paszportową po czym ruszyliśmy do pierwszego celu naszej pielgrzymki, czyli Monasteru św. Ducha w Krzemieńcu. W trakcie drogi zrobiliśmy specjalny postój, aby dziewczęta mogły założyć obowiązkowy strój tej pielgrzymki, czyli tak nielubianą przez nas spódnicę. Rade nie rade, posłusznie założyłyśmy nasze stroje. Przyznam, że było nam niezbyt wygodnie tak podróżować. W końcu dojechaliśmy do Krzemieńca. Gdy tam dotarliśmy było już po 9 rano, a życie w miasteczku toczyło się swym codziennym tokiem. Tylko my byliśmy zaspani i zmarznięci podróżą, ale nie rezygnowaliśmy z optymizmu. Poznaliśmy historię Monasteru i mieliśmy okazję kupna drobnych pamiątek. Następnym przystankiem był żeński Monaster w Onyszkowcach, gdzie mieliśmy kąpać się w Istoczniku - Źródle św. Anny. Ten punkt dnia przerażał nas najbardziej. Co prawda pogoda nam sprzyjała, świeciło słońce i było ciepło, ale obawom nie było końca, szczególnie wśród dziewczyn. To całkiem zrozumiałe, gdyż my, istoty lękliwe i ciepłolubne, zwyczajnie bałyśmy się zimna. Pomimo tego, chętnych do tego wyczynu było wielu. Obładowani ręcznikami i torbami, niczym turyści idący na plażę, poszliśmy do przebieralni, a przebrawszy się w koszule kąpielowe kolejno wchodziliśmy do lodowatej mającej 4 stopnie C wody. Przy pierwszym zetknięciu zdawała się zamrażać nam krew i kończyny, jednak z każdą chwilą, a w zasadzie zanurzeniem, było coraz lepiej. Niektórym tak się to spodobało, że gotowi byli zostać tu na dłużej. Gdy tylko udało nam się wysuszyć, czekał na nas ciepły obiad przygotowany przez siostry z monasteru w trapieznoj ( reflektarzowej ) cerkwi. Ze smakiem zjedliśmy i mogliśmy się udać do Poczajowa. Tam rozpoczęliśmy zwiedzanie Ławry Poczajowskiej. Oprowadzał nas młody seminarzysta Aleksander, który wzbudził spore zainteresowanie wśród dziewczyn, zarówno swoją osobą, jak i przekazywaniem faktów w języku rosyjskim. Sami byliśmy zdziwieni, że tak wiele rozumiemy. Jak widać nauka nie idzie w las ! Co chwila widać było błyski fleszy i odgłosy robionych zdjęć, c ikon, budowli lub też nas samych. U nas to całkiem normalne. Chcemy mieć wiele pamiątek. Po zwiedzaniu zakwaterowaliśmy się w hotelu monasterskim. Wielce zmęczeni, z trudem wnieśliśmy nasze torby i walizki, które zdawały się być jeszcze cięższe niż poprzednio. O godz. 17.00 wspólnie udaliśmy się na nabożeństwo Całonocnego Czuwania, gdzie wyspowiadaliśmy się i pokłoniliśmy się m.in. odbiciu stopki Matki Bożej na kamieniu., Następnie była kolacja. Potem czekało nas wieeeelkie oczekiwanie….Na co? Oczywiście w kolejce do prysznica. Gdy już wszyscy wykapali się, o 22.00 nastała cisza nocna. Zmęczeni po podróży i zwiedzaniu, prawie natychmiast zasnęliśmy kamiennym snem, by na drugi dzień wstać około godziny 5.00. Od godziny 6.00 braliśmy udział w nabożeństwie pokłoniliśmy się ikonie Matki Bożej Poczajowskiej z XVI wieku oraz relikwiom św. Hioba i św. Amfiłochiusza. Około godziny 10.00 po nabożeństwie i kupnie pamiątek mieliśmy czas wolny. Część grupy udała się w tym czasie na „Wyczytki”, czyli specjalne nabożeństwo, podczas którego kapłanii wypędzali złego ducha z osób opętanych przez szatana. To było dla nas wielkie przeżycie. Dotąd słyszeliśmy o tym tylko na lekcjach religii, albo widzieliśmy na filmach. Teraz mogliśmy doświadczyć tego na własnej skórze. Widzieliśmy osoby krzyczące, skaczące, plujące i wydające z siebie różne dziwne dźwięki pod wpływem siły diabła.
Większość osób ogarnął strach i nie było nam do śmiechu, jak myśleliśmy wcześniej. Po obiedzie byliśmy na cmentarzu monasterskim. Wysłuchaliśmy tam opowieści o św. Amfiłochiuszu, a następnie zwiedzaliśmy oddalony o kilka kilometrów Skit czyli mniejszy monaster. O godzinie 17.00 tak jak poprzedniego dnia, udaliśmy się na nabożeństwo wieczorne. Posłusznie staliśmy do końca służby. Następnie kolacja, kąpiel i cisza nocna. Nazajutrz wyjeżdżaliśmy do Lwowa. Zaraz po wstaniu, pakowaliśmy nasze walizki. Uważnie, by niczego nie zapomnieć. Tuż po godzinie 8.00, ruszyliśmy do Lwowa. Część osób w autokarze odsypiała poprzednie dni, w końcu każda chwila jest dobra, a cześć wymieniała się wrażeniami, których było dosyć sporo. We Lwowie zwiedzaliśmy zabytki - głownie świątynie. Bardzo podobało nam się to miasto. Miało swój specyficzny, starodawny klimat. Zgodnie stwierdziliśmy, że moglibyśmy tu zamieszkać. Następnie udaliśmy się na obiad do jednej z restauracji, a następnie w długą podróż powrotną do domu.
Bardzo miło wspominamy tą pielgrzymkę. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem Ukrainy i tamtejszych zabytków. Z niecierpliwością czekamy na następny wyjazd i dziękujemy za zorganizowanie tego.

Opracowała: Paulina Sieczkiewicz I C
















































<<<       P  o  w  r  ó  t       <<<