<<<       P  o  w  r  ó  t       <<<

    -->     Wycieczka na Białoruś

Nasza przygoda z Białorusią zaczyna się zdecydowanie za wcześnie. Jest cicho. Nie jeżdżą żadne auta (pomijając te dowożące uczniów na autobus). Wszystko śpi. Nawet kogut. I o tej nieludzkiej godzinie my, biedni uczniowie Białorusa, musimy sterczeć na Zielonej i udawać, że będziemy bardzo tęsknić za rodzicami. Potem było już tylko gorzej. Jeżeli byliście kiedyś na wycieczce, na której cały tył zajmują faceci, to możecie łatwo domyślić się, że odgłosy z niego dochodzące bardziej przypominają małpi gaj niż cokolwiek innego. Tak jest na każdej normalnej wycieczce. Nasz autokar został jednak wyjęty z bajki o Śpiącej Królewnie.
Po jakimś czasie trochę się rozbudziliśmy. Wtedy drogę swoimi uroczymi głosami zaczęły umilać nam Zniczki (tutaj szczególny ukłon w stronę niezrównanej pani Sienkiewicz, zawsze i we wszystkim znającej umiar i potrafiącej dobitnie powiedzieć "dziauczaty, chopić, wiartajemsia spać!"). A później zajechaliśmy na granicę...
Białoruś to kraj kontrastów niemal w równym stopniu co Polska. Na Białorusi można kupić całą dyskografię Queen, Black Sabbath albo Red Hotów za 10 zł w galerii w centrum miasta, ale nie dostaniesz tam ani jednej płyty NRMu, IQ48 czy Krambambuli. Na Białorusi zobaczysz chaty z zapadniętymi dachami, przywołujące skojarzenia z serialami w stylu "Archiwum X", wokół których w równych rzędach rosną opielone kwiatki. Białoruś to państwo, którego prezydent nie mówi w swoim ojczystym języku. Na Białorusi nikogo nie dziwi pole, które kończy się gdzieś za horyzontem, ciągnące się wzdłuż drogi co najmniej kilometr i liczące dwieście sztuk stada bydła. Na Białorusi wszystko jest wielkie, a jeżeli jest małe, to na pewno wkrótce zostanie wyburzone, by w to miejsce postawić nowy, wielki budynek. W białoruskim McDonaldzie dziewczyna za ladą nie zrozumie cię, kiedy po angielsku poprosisz o frytki, ale ośmioletnie dziecko umie zapytać o jałmużnę w trzech językach. Kobiety na białoruskich ulicach nie widzą niczego dziwnego w bieganiu na dziesięciocentymetrowych szpilkach do autobusów, farbują włosy na odlotowy rudy i dbają o siebie straszliwie. Białoruscy mężczyźni nie rozumieją, dlaczego nie należy wychodzić na ulicę w piżamie, dziurawych skarpetach i klapkach pod prysznic. Żeby było ciekawiej, Białorusini noszą grzywkę z tyłu i wszyscy jak jeden są blondynami.
W Mińsku dostaliśmy ładne akademiki, a później poszliśmy do teatru Janki Kupały na "Paulinkę", która to Paulinka była bardzo mądrą dziewczyną i oby więcej takich!
Drugiego dnia odwiedziliśmy Niaświż, którego główną atrakcją turystyczną jest wspaniały zamek. Do zamku wejść się nie dało, za to odbyliśmy uroczą przejażdżkę trakto... khm, ciuchcią po parku. Oprócz tego wpadliśmy do szkoły podstawowej, której dzieci przywitały nas tradycyjnym karawajem, a następnie zaprosiły na część artystyczną. Jeden z chłopców z naszej wycieczki, poproszony o kilka słów podziękowania stwierdził radośnie, że w Polsce takich utalentowanych dzieci nie uświadczysz. Może i racja, bo tylu różnych zespołów pieśni/tańca/śpiewu/showmeństwa, to w Hajnówce ze świecą...
Oczywiście wycieczka do Mińska nie mogłaby się odbyć bez dnia spędzonego na zwiedzeniu miasta. Spacer ulicami stolicy utwierdza człowieka w przekonaniu, że jest bardzo mały i nic nie znaczy w obliczu potęgi swojego państwa. Każdy budynek posiadający mniej niż 4 piętra na pewno niedługo zostanie podwyższony. Zabudowa Mińska jest kwadratowo-prostokątna, w stylu lat pięćdziesiątych i raczej nie ma mowy o jakichkolwiek zmianach. W każdym razie zwiedzić warto, wyrobić sobie własną opinię, spróbować życia gdzie indziej i osądzić – zostać na dłużej czy nie?
Białoruś ma swój specyficzny urok. Ukryty pod dachami starych domów. W odrapanych, położonych daleko od centrum dzielnicach. W ludziach, którzy nie boją się chodzić obwieszeni biało-czerwono-białymi plakietkami (tak, takich też można zobaczyć; z rzadka, ale są). Do Mińska na pewno trzeba się w jakiś sposób przystosować, jeżeli chce się tam zostać na dłużej. Przyzwyczaić się do propagandy na świecących bilbordach i do czerwono-zielonych, trzepoczących na wietrze oficjalnych barw narodowych. Bo jeżeli się nie dostosujesz, wrócisz zawiedziony, że Twoja Białoruś, o której uczysz się w szkole, to tak naprawdę zupełnie inny kraj, w którym ludzie nie zrozumieją cię, gdy będziesz mówił w ich narodowym języku i niewiele sobie robią z Pogoni.
Ale jedno trzeba im przyznać: mają dobre drogi.

Anna Gałaszewicz, II c
Zdjęcia – Marcin Kondraciuk














Uczestnicy wycieczki składają serdeczne podziękowania Ambasadorowi RB w Polsce Panu Pawłowi Łatuszce oraz Radcy Ambasady – Panu Tadeuszowi Strużeckiemu za pomoc okazaną w organizacji naszego przedsięwzięcia.
Serdecznie dziękujemy władzom Instytutu Doskonalenia Nauczycieli w Mińsku za miłe przyjęcie oraz przygotowanie interesującego programu naszego pobytu na „ziamli pad biełymi kryłami”.



<<<       P  o  w  r  ó  t       <<<